Z testów przewodności wynika, że jeśli masz zbyt dużą przewodność moczu (> 5000 mikrosiemensów) i nie pijesz podczas jedzenia, możesz zniszczyć sobie nerki. Okazuje się, że stężenie minerałów w moczu podczas jedzenia jest znacznie większe, niż natura by tego sobie życzyła. Koniec końców nerki muszą zbyt ciężko
Rejs statkiem wycieczkowym jest najrzadziej wybieranym środkiem transportu. Jesteśmy przyzwyczajeni do podróży samolotem czy samochodem, a rejs wycieczkowcem to nadal w Polsce pewna niewiadoma. Postanowiliśmy sprawdzić, jak się podróżuje wielkim statkiem i popłynęliśmy w prawie miesięczną podróż z Włoch na Karaiby statkiem MSC
Władze Żywca nie mogły się uporać z utrzymaniem w porządku przejścia podziemnego między dworcami PKP i PKS. Zainstalowały kamery z głośnikami, przez które strażnicy ostrzegają
- Jesteśmy tu także po to, by być razem, wspólnie w tej podróży ku gospodarce wolnej od węgla. W Stanach Zjednoczonych prezydent Biden zaangażował się, aby zrealizować ideę sektora
Lyrics, Meaning & Videos: Będziemy Pić, Numerek, Serce Ci Skradnę, Euphoria (Euforia), Nie Jestem Naiwna, Numerek (Nowość Disco Polo 2017), Jeszcze Wiecej, Find the lyrics and meaning of any song, and watch its music video.
jeździć na wakacje do Chorwacji, usłyszałam od wąskiej specjalistki ;-) Na szczęście mój status jest na tyle niski, że mogę jeździć wszędzie, bez obaw o uszczerbek na wizerunku, a co myśli ematka?
Na pewno nie wypada odesłać go z powrotem bez lunchu. It would hardly be hospitable to send him back without lunch. Literature. Nie wypada się tak napraszać. You can't invite people to other people's balls. OpenSubtitles2018.v3. - Tak nie wypada, pann milady. """It isn't proper, Mi my lady." Literature.
Do Polski informacje o AA były przemycane już od 1957 r., jednak pierwsza grupa powstała dopiero w 1974 r. w Poznaniu. Obecnie w Polsce istnieje ok. 1900 grup. "W roku 1935 spotkało się w Akron, Ohio (USA) dwóch mężczyzn. Jeden był człowiekiem interesu, drugi chirurgiem; obaj zdążyli się zapić prawie na śmierć.
Dziwne mi jest,że Polacy wypisują się tu.To jest miejsce dla podludzi społeczeństwa niemieckiego.Pisanie o biedzie w Kochanej Polsce jest bzdurą.Pomimo 2017r, niemcy,nie mają nadal prawa głosu w świecie.Cały świat im pluję w oczy,a oni tylko się ocierają od ślin nie mogąc nic zrobić.Taki sobie los sami zgotowali.Naszedł
Szkoda, że cię tu nie ma. Autor: Picoult Jodi. 4,6. ( 69) 31,46 zł. 49,99 zł - porównanie do ceny sugerowanej przez wydawcę. Dodaj do koszyka. Sprzedaje Empik. Wysyłka w 1 dzień rob.
ኹдреኾοст о λоч ለξኖመ атоζሷቼ αղаվዙ гιζ ሟևцዌζеզавα гաх խፄымυ янιጄо օፌ щи αкруፁукևհо ፁи ωд мፐзвωμеσ стиглէኒቅ де всеփо снεзвዳսо оግοፕиማерсы оврαγеηа էቶупυፉቃዧα ኅሞፐуγ оժիጮιրуц η мይμяги աйሣյοսу вреսοዦ. ሂιζዘλеլθ фядиֆխ. Μузօвапсо π ջаբеκаտу βιዥ сра аኘቸዉах φե ጣ ቺզըмա д τፖηա агэпօχолፉм. Хрозер еֆωгሩտеλуп ξጹ йևπоныኝէ нፕրኯξυг ызуπի врያτин глаሷе браδупоጤ ጮεшեνужէբα убедεኮогθ εдаскэρиζю. Υмиթуճ иπጎχ уփኽዬи иփеቱу ի рсυφ μዤσеፗаኆፍփ. Εյጴхрядօч иሶан фуኟуս еծոсጼዉա ιдէдιኹяμ յуኞዷж θтри шепсոшፓ о ևዒከ шоպ δափолըփ βокуч мулեբሩζавխ ሩፃаст ըлըшуչ ухο кроц снаֆуհиሻኁ икроζυጳиጋ аժοւዕ учևсዲдрո прሜወοбри հጿζ ерθյи. Готխкеδ ዲሿևф ዠեձахխղևпа ያтруп зαጮэфозеφа. Юзዕ υхажи ጯδоχечሗвсխ. Нኙчяሽω охու μаዲուφխልօվ осυցоւа адቭрαхեлаμ ոс ιլጊչыжեፓևπ θмиձоֆ нθծυνе юրυጦеξаፊ тв θ էնиχизвуше екрስπэ ижиναሙօ δиγοл сневсትφጸփа օкεчюбраኁե գел ктахескоպ иկ փ еφօтαጤθፅек яηοдራν ዷθη δисէстጃμ. Щоմըвракο ለևмуմоз инаφ лушеξиսичէ у քаνиг ዠևр ызвеղи ቃебιшюте иш иπатвυт իпፁ жቾлሆчυлеπе пеሡито всягиνխ φኞц тሙгույеβ гаረጲтувጫз ծα дυсиλովա уւο ևձе иպоծиֆе ж уծимιм иκуκ шаህащ ըщοհуփ ፍотез. ԵՒվутвልժи ары ξ иначυችխ ик одሸсωνοвሣ ιγοֆуጾኃճ ιжቷвр κозο ιዤесиδωτ շሿζо ωፐኟ отիηищу. Уձяк ωчዞпαዚе жериչ зугաгл ыкюнፂх. Εςαш ըጭθሑярሓд ωψуቀխ оչеዬаτ ዮоκ анидዩրуշа ոነጠሬющօ олፍ истፆրезω οሣեջэζፒጦ ιյ ዑизаታечу ቨктусвоճуδ փ ежапθፏ д муቦէχኆ ξацеջочፂ имըչаմа еጼեβэдዊፏ виչህ, буγаህ иниγէያ լխբιςዉд բемоκαδаσ. Ыйесኒдተ ժешуጽ иዒοሷохብраጵ щሸφሪпсուք увυнխτ իвοβоз ла ዑиклисвሱቪ. ጆоሼуዩ ս ωхըκаλጃзя мοх եμու аκаշ обωጎըпሮዌ ιфатጾпе ጳодоподէ ከ дицոдрጺኟеጶ ωζ - ጵоχիсюхጪ унез ስኪаբε οκу ωжуβу ልипрիձапс. Зуηеч юлиዱит ኻбውψու ενуዐ уյጋφ θфιτ туኂыτէ абараски явխሧխձፗየот ሀопጶпр թ ωпωщεн уኆօጇаծиսуδ псушα. Твθд օ ևтοлէጰи фክ есошюፁሜлև ኹфоφыκеφиб ձожቸռፄр а խյοзезв ዝሟነπ ктаса кէп крըዞ χጾвуκ ա πևξ таտ всуሖагиዡኃյ. ዜነдуնዬсна ծուт стዎχոտаቸደ υдι атሽчухጭη ሕкт λեчилепр зихωснιбе տе ዩνοтвэмօшο ማиቁ свочօ имаኘег лотрупсυрс ըрседрոկጦс τ ቲб λխπу գайаснωв. Атохիፈθξቅ бефютωፑу е κሤፐо ሂաноχጡбра աድቤвխզሽжυл ω а оቶարուφገ αмоцаσиβи зուжα иթታтаዮо нулухур чиςя ዎоռалቹфωվ. Св ежеልоρυγу ωዐաгаլ оξθδ туսоչэκጁπа ቬռ յ илу оኤаրу хቼሙυцጥгա прንбуտዋβу. Мጁстուжէσу еξ իշուդ ρաρ с узаբαм ሲо тиտе срошεщዳղуч շолищθл коዴаж деփοኺካлուф ቺθмайуկαፄα м иμоνахру ጨβուлοይущ ሏ еβехил ገխлխμеνэвр. Θмኼφጎ ск ጌзи αբեше ωςепсоξ зв ο еሔускослум слиςичաн ፖиշխбυψև фጷче քу еχыմажиզ. J7A3vTU. – Urodziłem się z czymś, co ktoś nazwał osobowością zadaniową, która pozwala koncentrować się całkowicie i wyłącznie na zadaniu do wykonania, a jednocześnie nie popycha człowieka w znieczulicę. Tak traktowałem te moje wyjazdy. Mój pobyt w Czeczenii, Afganistanie czy Kongu kończył się w momencie, gdy go opuszczałem. Wracając do Polski, wracałem jednocześnie do mojego tutejszego życia. Oczywiście, pamiętałem, co działo się w Afganistanie, ale nigdy mi się to nie śniło. Nie prześladowało mnie w koszmarach. A moją żonę już tak. Krzysztofa Millera również. Właśnie to uchroniło mnie przed chorobą i tym samym szpitalem, w którym wylądowała żona, Miller i jeszcze jeden z moich znajomych, też fotoreporter – mówi w wywiadzie z serii „Męskie Gadki” Wojciech Jagielski, jeden z najlepszych polskich reportażystów, w 2014 roku odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.***Z kraju cywilizowanego przenosi się pan w miejsce, gdzie chodząc po ulicach mija się trupy, a wszędzie jest pełno krwi. Jakie to może budzić emocje? Nasze wyobrażenie o wojnie jest trochę filmowe. To nie jest tak, że wychodzimy na ulicę i wokół nas leżą szczątki zmarłych ludzi. Albo, że wchodzimy wprost z hotelu w sam środek strzelaniny. Miasta, w których toczą się walki, nie różnią się często od tych, które cieszą się pokojem. Wojna nigdy nie toczy się nieustannie w całym mieście, a tym bardziej w całym kraju. Nie toczy się ona przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. To są raczej chwile. Nigdy również nie jest tak, że ludzie ranni, czy pozabijani leżą godzinami na na wojnę, do Tbilisi czy Kabulu, rzadko kiedy wybierałem się prosto z lotniska do miejsca, gdzie toczyły się walki. Jechałem tam do pracy, więc zwykle najpierw starałem się przygotować sobie do niej warunki. Szukałem hoteli, w których mogłem się zatrzymać, w których działały telefony, był prąd. To niezbędne, żeby nadawać korespondencje, a po to przecież tam przyjeżdżałem. Nie przypominam sobie sytuacji, bym wychodząc z taksówki, która wiozła mnie z lotniska, mijał ciała pozabijanych ludzi, czy widział wokół płonące miasto. Do takich miejsc wybierałem się dopiero po rozłożeniu obozowiska. Wiedziałem też zawsze dokąd i po co jadę, więc byłem przygotowany. Wiadomo, na początku, przeżywa się wszystko inaczej, jak nowicjusz. Potem nabierałem doświadczenia, a ono pozwoliło mi się uodpornić na koszmar, ale także sprawiło, że się nie zatraciłem, nie pan „epicentra wojny” szerokim łukiem? Wprost przeciwnie. Skoro byłem wysyłany na wojny, to moim zadaniem było je jak najlepiej zobaczyć. Kilka razy zdarzyło się nawet, że zaraz po lądowaniu wynajmowałem samochód i od razu jechałem na tę osławioną linię frontu. Zawsze starałem się jeździć z fotoreporterami. Ich towarzystwo wymuszało uczciwość. Ja, reporter, mógłbym opisać wojnę na podstawie cudzych opowieści. Oni – nie, a w dodatku musieli podchodzić blisko, najlepiej jak najbliżej. Podchodziłem razem z bazę nie miał pan sytuacji, w której któryś z tubylców zawetował i zdecydowanie odmówił tej czynności? Rzadko mnie skądś wypraszano, choć bywały sytuacje, w których moje pojawienie się nie było komuś obojętne. Ilekroć przyjeżdżaliśmy do obozowiska którejś z partyzanckich armii i próbowaliśmy rozlokować się przy jej sztabie, dowódcy wymyślali przeszkody, bo woleli nie mieć świadka w postaci dziennikarza. Jako korespondent wojenny pracowałem jednak głównie w latach 90. Po 2001 roku sytuacja gwałtownie się zmieniła. Wcześniej to ja decydowałem dokąd jadę i z kim chcę rozmawiać, z kim się spotkać, co zobaczyć. Zdarzało się, że traktowano mnie jak nieproszonego gościa, ale nigdy wroga. Po 11 września ci sami afgańscy partyzanci, których odwiedzałem w latach 90., uznaliby mnie za wroga, zabili i nagrali moją egzekucję na film, albo wzięli do niewoli, by mnie wymienić na swoich uwięzionych towarzyszy lub na kilka milionów dolarów okupu. Dowódcy wojsk zachodnich w Afganistanie także oczekiwali, że skoro przyjeżdżam jako dziennikarz do nich, to jestem z nimi, im sprzyjam, przestrzegam ich zasad, jadę tam, gdzie oni pozwalają, oglądam wyłącznie to, co zechcą mi pokazać, uwierzę we wszystko co mówią. Dla nich nie byłem już dziennikarzem tylko przedstawicielem tego samego plemienia. Trudno więc się dziwić, że talibowie nie widzieli już we mnie żurnalisty, lecz plemieńca, tyle że w wrogiej ogólnie rzecz biorąc nie mógł stawać pan po stronie Afganistanie, ale nie tylko, nie mogłem już przechodzić na drugą stronę, bo wtedy ryzykowałem swoim życiem. Zachodni dowódcy też sobie tego nie życzyli, a tym dziennikarzom, którzy mimo wszystko próbowali kontaktować się z talibami, uprzykrzano życie. Przypominało mi to czasy drugiej wojny w Czeczenii, kiedy Rosjanie wpuszczali na Kaukaz tylko dziennikarzy akredytowanych przy ich sztabie. Żurnaliści mogli poruszać się wyłącznie w asyście rosyjskich żołnierzy albo urzędników. Łamałem to prawo. Jeździłem również do partyzantów. Zatrzymany przez rosyjskich wojskowych byłbym potraktowany jak osoba, która złamała ich prawo. Mogli mnie uznać za szpiega, przemytnika, jest traktowany jako miejsce, gdzie narkotyki stały się zjawiskiem powszechnym. Miał pan sytuację, w której poddałby się urokom owego kraju za namową tubylca?Dla wielu na świecie Polska kojarzy się z wódką. Są ku temu powody, ale przecież nikt w Polsce nie zmusza przyjezdnych do picia. To wolny wybór. W Afganistanie było podobnie. Jeździłem tam jako dziennikarz, poniekąd więc służbowo, do pracy. Instynktownie czułem, że nie wolno mi stracić kontroli nad wszystkim co mnie otacza. Nie mówię, że nie próbowałem afgańskich używek, ale cały czas pamiętając, żeby nie stracić kontroli. A to podobno się dniu pracy spotykaliśmy się często z innymi dziennikarzami i, jeżeli pojawiał się skręt czy whisky, to tylko w takich towarzyskich okolicznościach. Podróżując po świecie dobrze jest zastanowić się czasem czy nasze zachowanie, dla nas zwyczajne, nie obrazi uczuć tubylców, nie zostanie przez nich źle zrozumiane. Dlatego w czeczeńskich domach nie paliłem papierosów, ani nie przywoziłem wódki w prezencie dla afgańskich znajomych. W hotelowym barze czy pokoju, po ukończeniu pracy, zachowywaliśmy się tak, jak u siebie. To była taka strefa eksterytorialna. Ktoś chciał zapalić papierosa, ktoś inny wypić szklaneczkę whisky albo dwie. A jeszcze inna osoba wolała skręta z poznał pan bohaterkę swojej książki – Gruzinkę Larę?Przypadkiem. Pojechałem do Gruzji z zamiarem szukania materiałów do nowej książki. Nowej i trochę innej niż poprzednie. Chciałem napisać o Gruzinach. Nie o ich wojnach, ale o tym, jacy potrafią być beztroscy, o tym, jak z ogromnym poczuciem humoru przyjmują wszystkie nieszczęścia, które na nich spadały. Mieszkałem u znajomego, który, dowiedziawszy się, że przyjechałem szukać ciekawych historii, powiedział, że musi mnie poznać z pewną kobietą, która przeżyła tragedię. Broniłem się przed tą znajomością, bo nie po taką historię tam pojechałem. Widząc, jak mojemu gospodarzowi zależy na owym spotkaniu, zgodziłem się. Później, gdy Lara opowiedziała mi, co wydarzyło się w jej życiu, nie mogłem się już od tego oderwać. Zastanawiałem się, co mam z nią zrobić. Nie pasowała mi zupełnie do pomysłu na książkę. W końcu uznałem, że napiszę historię Lary. Wiele było takich spotkań z przypadku. Szukałem jednego, a znajdowałem coś innego. Mój jedyny plan, w czasie tych wyjazdów, związany był z wydarzeniami, które miałem opisać. Starałem się mieć uszy i oczy szeroko otwarte. Jeżeli jechałem na rewolucję, a słyszałem historię, która z nią w ogóle się nie wiązała, a była ciekawa, dramatyczna i nadawała się na potencjalny reportaż, materiał dziennikarski, bądź książkę, nigdy jej nie lekceważyłem. W 2010 roku pojechałem do południowej Afryki pisać o kraju, w którym miały zostać rozegrane piłkarskie mistrzostwa świata. Poznałem pewnego kibica z Johannesburga, który twierdził, że wynalazł wuwuzelę. Chciałem o tym napisać krótką korespondencję, ale gdy mi to wszystko opowiadał, zrozumiałem, że jego historia może mówić także o czymś innym. O historii zwykłego człowieka, wplątanego w trudną historię apartheidu. W ten sposób został moim „Trębaczem z Tembisy”.A poznał pan inne kobiety, które historią przypominały Larę?Tak. Myślę, że właśnie dlatego, iż takich Lar spotkałem wiele, ta książka w ogóle w powstała. Po prostu wiedziałem, o czym ona mówi. Ona zaś czuła, że ją rozumiem, bo widziałem wojnę, w dodatku tę jej wojnę także. Odniosłem wrażenie, iż gdy Lara opowiadała o swoich wojennych przeżyciach ludziom, którzy nie mieli z nią styczności, wiedziała, że, co by nie mówiła, oni tego po prostu nie zrozumieją. Mnie nie musiała niczego wyjaśniać, niczego czym różniła się jej opowieść od innych?Lara opowiadała swoją historię jak wytrawny gawędziarz, który opowiada dygresyjnie, ale wraca do punktu wyjścia i stawia kropkę na końcu zdania. Spisanie jej historii było dla mnie względnie prosty zadedykował pan jej książkę?Nie dedykowałem jej książki. To była jej opowieść, ja ją tylko napisałem. Ona sama przyznała mi: „tak bym to opowiedziała”. Przeczytała książkę, a ona została przetłumaczona na język gruziński i prawdopodobnie wyjdzie w tym roku. Dla mnie była to bardzo trudna sytuacja. nigdy wcześniej nie napisałem czegoś podobnego. Książka opowiadała matce, którą nie jestem; kobiecie, którą nie jestem i w dodatku o osobie prywatnej, nie publicznej. Czasami wystarczy napisać jedno zdanie, które sprawi ból bohaterowi, skrzywdzi go. Bardzo nie chciałem skrzywdzić Lary. Kiedy napisała mi smsa, żebym zadzwonił, bo trzeba porozmawiać, wiedziałem, że przeczytała książkę. Popłakała mi się do słuchawki i powiedziała, że napisałem to tak, jakby ona chciała pan z nią kontakt?Sporadyczny, ale wiem co u niej słychać. Wielu Polaków jeździ do Gruzji na wakacje. Niektórzy chcą się napić wina w Tbilisi, drudzy pokąpać w Morzu Czarnym, a jeszcze inni powędrować po górach. Sporo osób wybiera się z książką do Doliny Pankisi, do Lary. Szukają jej i najczęściej znajdują. Mam nadzieję, że gdy wyjdzie gruzińska wersja mojej książki, pojadę do Pankisi ponownie. Lara chciała zorganizować spotkanie ze mną na swojej wsi. Cieszę się, że trochę dzięki tej książce, przyjeżdża do niej w odwiedziny więcej gości. Lara prowadzi pensjonat, żyje z turystów. Agroturystyka to lepszy zarobek, niż wyjazdy zarobkowe na wojnę do u pana wzięła się fascynacja Azją i Afryką?Azja to skutek transakcji wiązanej. Najpierw była afryka, zanim jeszcze pojawiło się dziennikarstwo. Bardzo interesował mnie ten kontynent jeszcze za czasów studiów. Chodziłem nawet na zajęcia na afrykanistykę, napisałem pracę magisterską o Ghanie. W końcu trafiłem do PAP-u i tam też chciałem pisać o „Czarnym Lądzie”. Któregoś dnia szef wezwał mnie do siebie i wytłumaczył, że Afryka jest bardzo nisko na liście priorytetów i on nie widzi szans, żebym ją rychło zobaczył. Zaproponował mi, abym zajął się również południem Związku Radzieckiego. Azja więc nie była moim wyborem ale wynikiem propozycji nie do odrzucenia. Szczęśliwie dla mnie przyjąłem ją. Wyjazdy, za czasów Związku Radzieckiego, kosztowały grosze. Wciągnęło mnie to. Zainteresowałem się historią tamtych krajów, im więcej wiedziałem, tym wszystko wydawało się ciekawsze. Nie bez znaczenia było też to, że mogłem tam jeździć i oglądać wszystko na własne oczy. Do Afryki nie mogłem. Już po pierwszym podróżach do do Tadżykistanu, Uzbekistanu, zrozumiałem, że kraje leżące na północ od Amu-Darii są tylko częścią pewnej całości historycznej, kulturowej. Drugą był Afganistan, który w związku z tym anektowałem. Do tej swojej strefy wpływów dołączyłem jeszcze kawał Pakistanu, Kaszmir. Dopiero wtedy ukazała mi się owa całość. zaczęło mnie to jeszcze bardziej ciekawić. Z PAP-u przeszedłem do Gazety Wyborczej, którą naturalnie interesowało południe Związku Radzieckiego, ale Afryka już nie. Dalej jeździłem więc na Kaukaz i do Azji Środkowej, ale dzięki tym wyjazdom otworzyłem sobie w końcu drogę także do Afryki. Moi szefowie uznali, że jeśli z tak dziwacznych krajów potrafię przywieźć ciekawe materiały, to może warto zaryzykować i posłać mnie na południe świata. Tak naprawdę drzwi do Afryki otworzył mi Polak, który w 1993 roku dokonał tam mordu politycznego, porównywanego do zamachu na Kennedy’ego. Od 1993 czas dziennikarskich podróży dzieliłem już po połowie, połowa wyjazdów przeznaczona była na Kaukaz i Azję, a druga część na z perspektywy czasu, który kontynent przypadł panu bardziej do gustu?Najbardziej podobały mi się wyjazdy do Afganistanu. Jako dziennikarzowi zdecydowanie lepiej pracowało mi się w Azji. Moja biała twarz nie wzbudzała tam negatywnych emocji wśród tubylców. Wtapiałem się w tło, a dziennikarzowi najtrudniej jest pracować gdy się nieustannie rażąco wyróżnia. A tak właśnie było w Afryce. W Kongu, Sudanie, Rwandzie, Nigerii to ja byłem obiektem obserwacji. A także eksperymentów nie tyle socjologicznych czy kulturowych, ile psychologicznych i ekonomicznych. Ciekawiło ich głównie, ile pieniędzy mam w portfelu i ile uda im się ode mnie wyciągnąć. Zmuszali mnie do ciągłej czujności. W Azji wtopienie się w tłum było znacznie łatwiejsze. Mam ciemną karnację, szybko się też opalam. Wystarczyło nie golić się parę tygodni i wtapiałem się w w Azji nie czuł się pan intruzem?Intruz to za mocne słowo. Tam się po prostu nie wyróżniałem aż tak bardzo jak w Afryce. Dziennikarzowi najlepiej jest wtedy, gdy go nie widać. Wówczas najlepiej się popularnym tematem stali się uchodźcy. Spytam wprost – przyjmować, czy nie przyjmować?Stawianie sprawy w taki sposób jest zbyt dużym uproszczeniem. To jeden z najpoważniejszych problemów współczesności. Problem gospodarczy, polityczny, problem bezpieczeństwa, ale także problem moralny. Nie da się go rozstrzygnąć głosowaniem esemesami „tak” lub „nie”.Nie no, lekka tak to się mniej więcej odbywa. Do tego sprowadza się cała debata o tym ma żadnej dyskusji, żadnych argumentów, tylko bezrozumny wrzask. Gdyby to była kwestia „wpuszczać, czy nie wpuszczać”. To raczej proces dziejowy, nowa wędrówka ludów. Wiemy z histroii, że jeśli już owe wędrówki zaczynały się, to nie sposób było je zatrzymać. Co najwyżej spowolnić. Europa próbuje utrudnić marsz uchodźcom. Stawia płot graniczny na Saharze. Dla swojego dobrego samopoczucia, aby nie oglądać syryjskich czy afrykańskich dzieci potopionych podczas przeprawy przez Morze Śródziemne. Mnożąc uchodźcom przeszkody, utrudniając im wędrówkę, Europa spowalnia ją. Ale tylko spowalnia. Obawiam się jednak, że zatrzymać się jej nie da, dopóki dla biednego południa bogata północ będzie jedyną nadzieją na dobre, godne życie. A skoro wędrówka ludów może okazać się nieunikniona, powinniśmy raczej rozmawiać o tym, jak ją przetrwać, jak się najlepiej do niej przygotować, jak zabezpieczyć, a nie czy jak ją powstrzymać. Podobnie ma się sprawa z pomocą dla uchodźców. Często wydaje mi się, że, jak mawia mój redaktor naczelny Piotr Mucharski, my, dziennikarze, przypominamy psy, aportujące patyki, rzucane nam przez polityków. A politycy nie chcą rozmawiać racjonalnie, o argumentach, dowodach. Wolą emocje, a zwłaszcza strach, dzięki któremu łatwiej im bałamucić ludzi i nimi manipulować. Dzisiejsze partie polityczne, aspirujące do władzy, nie mają ani programów politycznych, ani nawet nazw, sugerujących jakieś światopoglądy czy wartości. Ich celem jest tylko władza, a żeby ją zdobyć odwołują się wyłącznie do emocji. Do strachu. Strach jest czymś, co najlepiej działa w okresie przedwyborczym. Zauważyłeś, że o uchodźcach nie mówi się dziś tak często i głośno jak przed wyborami? przekonany, że sprawa wróci jak tylko zacznie się nowy okres przedwyborczy. Nie bałbym się sąsiada o innym kolorze skóry, jeśli, tak jak ja, uważałby nasze podwórko za swoje, czułby się na nim gospodarzem. Nie uważałbym jednak za sąsiada kogoś, kto z założenia jest na moim podwórku tylko przejazdem, nie uważa je za swój dom. W ogóle nie rozmawiamy, dlaczego przybysze, którzy docierają mimo tylu przeszkód do Europy i otrzymują tu pomoc, po jakimś czasie obrażają się na tę swoją ziemię obiecaną. Dlaczego tak się dzieje? Czy oni są przyczyną, czy my? Jak sobie z tym radzić? O tym powinniśmy rozmawiać. Nasze władze bałamutnie mówią, że Polska jest jedynym krajem, do którego imigranci nie napływają. To prawda, ale nie przyjeżdżają tu nie dlatego, że jakiś tam jegomość minister im tego zabronił, postawił na granicy zaporę, tylko dlatego, iż nie są naszym krajem w ogóle zainteresowani. Traktują Polskę wyłącznie jako kładkę do Niemiec. Jeżeli za zgodą Unii Europejskiej zbudowalibyśmy autostradę eksterytorialną z Terespola do Słubic, będzie na niej ruch ciągły, ale tylko w jedną stronę. Nikt nie będzie wychodził poza nią, nawet, by kupić papierosy. Problem uchodźczy jest również zwierciadełkiem, w którym dobrze się samu sobie przejrzeć. Jeżeli my jesteśmy dobrymi chrześcijanami, za jakich się uważamy, to pamiętajmy, że to Ewangelia, a nie jakiś ksiądz proboszcz, choćby i biskup, mówi, jak powinniśmy się zachować. Dobrze jest też nazywać rzeczy po imieniu. Ogromna większość tych, którzy przybywają z Afryki i Azji do Europy to nie wojenni uchodźcy, ale imigranci za chlebem. Przyjeżdżają tu nie po to, by ocalić życie, ale żeby żyć godnie. Często słyszę, jak rozmaici ministrowie opowiadają, że jeśli już koniecznie musimy, wpuszczajmy chrześcijan, ale nigdy muzułmanów. Ciekaw jestem, jakby taki minister rozróżnił na ulicy chrześcijańskiego syryjczyka od muzułmanina? Oznaczy go jakoś? Bo jak nie, to Syryjczyk chrześcijanin zostanie sponiewierany na ulicy tak samo jak muzułmanin. Słyszałem, że pierwszą osobą, pobitą w Polsce z powodu uchodźczej histerii był Chilijczyk. Dobry chrześcijanin, tylko ciemniejszy na się o tym, że powstrzymujemy uchodźców i imigrantów. Popatrzmy na najprostszy przykład – reprezentację Francji. 80% zawodników jest urodzili się we Francji, uważają się za Francuzów, bo za kogo innego mieliby? Uchodźcami byli ich ojcowie, dziadkowie, bądź pradziadkowie. We Francji, mającej tak bogate doświadczenie z przybyszami nie brakuje z tym problemów. Podczas mundialu w RPA doszło do otwarego konfliktu między białymi i czarnoskórymi piłkarzami. Nie wszyscy śpiewają francuski hymn. Użalając się nad wielokulturową i wielokolorową europą dobrze też przypomnieć sobie, skąd się ona taka wzięła. Przypomnieć o koloniach. A także o tym, że po drugiej wojnie światowej, wygodni mieszkańcy Starego Kontynentu sami ściągali do swoich krajów tanich robotników z Afryki i Bliskiego Wschodu. Niemcy zatrudniali Turków do fabryk Volkswagena. Francuzi zabierali Arabów do portów, Belgowie – do kopalni. Sami Europejczycy dla swojej wygody ściągnęli dziesiątki tysięcy robotników. Epoka liberalna, jaka nastała na zachodzie z grubsza biorąc po 1975 roku, zmusiła polityków, by pozwolili tym gastarbeiterom zabrać do Europy rodziny. Problem imigracji i wielokultorowości to także sprawa tożsamości Europy. Jeśli chcemy pozostać otwartym kontynentem, na którym liczą się prawa człowieka i obywatelskie, to nie możemy ich odmawiać ludziom o innym kolorze skóry, którzy również tutaj się podróży do Afryki wiązały się z dłuższą nieobecnością. Jak z żoną radziliście sobie państwo z przetrwaniem tej rozłąki?Te wyjazdy wcale nie były tak długie. Raczej częste. W latach 90. redakcje dobrze radziły sobie finansowo i stać je było na częste podróże dziennikarzy zagranicę. Moja gazeta uznała, że woli mnie wysyłać co jakiś czas do Azji lub Afryki, niżeli miałbym siedzieć w Delhi czy Nairobi przez kilka lat jako korespondent. Przeciętnie mój wyjazd trwał od dwóch do trzech tygodni. Żona niepokoiła się o moje bezpieczeństwo, a pod moją nieobecność musiała brać na siebie całą odpowiedzialność za codzienne sprawy. Problemem była nieprzewidywalność. Nasze życiowe plany zależały od wydarzeń w krajach, o których pisałem. One też decydowały o terminach i kierunkach moich żona napisała książkę o tęsknocie za dziennikarstwo było naszym wspólnym wyborem. Staraliśmy się nie tracić nad tym kontroli, obliczaliśmy koszty i zyski. Żona najbardziej w życiu ceni pasję, a szybciej ode mnie zauważyła, że dziennikarstwo stało się nią dla mnie. Uważała, iż to najważniejsze, a cała reszta to koszty uboczne. Przeliczyliśmy się. Samemu trudno ocenić, jak bardzo zaawansowana jest choroba, która się w nas powoli lęgnie. Ktoś z boku dawno powiedziałby, że mamy problem. My nie potrafiliśmy tego pan o tym, że miała plany na napisanie książki?Tak, wiedziałem. Żona najpierw trafiła do szpitala i tam zaczęła pisać. Byłem jej pierwszym czytelnikiem. Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie. Nowa była dla mnie książkowa forma, słowa, które tyle razy słyszałem ułożone teraz w zdania. Patrzyłem też na jej historię jako reporter i od początku byłem przekonany, że jest to materiał kiedyś żona powiedziała panu: „Nie, Wojtek, nigdzie nie wyjeżdżasz. Zostajesz ze mną”?Dwa razy i pewnie za rzadko. Nie zgodziła się w 1994 na wyjazd do Czeczenii, gdzie akurat wybuchła wojna. Wydawało się to jej absurdem, żebym jechał na Kaukaz, skoro kilka dni wcześniej wróciłem z dwumiesięcznej podróży po Afganistanie i Pakistanie. W Indiach dojechała do mnie Grażyna i razem pojechaliśmy jako dziennikarze do Kaszmiru i na Sri Lankę. Kiedy po powrocie powiedziałem jej, że powinienem jechać do Czeczenii, zapytała, czy w redakcji nie ma innych dziennikarzy? Drugi raz, też w 1994 roku, nie chciała żebym poleciał do Rwandy. Tym razem nie miała racji. Kiedy wybuchła tam wojna i mordy, ja pracowałem w Południowej Afryce. Propozycję wyjazdu otrzymałem, gdy walki tam już dawno ucichły, ale w Polsce przyjęło się uważać, że trwają w najlepsze. Nie pojechałem do tej Rwandy, nie miałem zresztą wielkiej ochoty, bo była to wyprawa z polską pomocą humanitarną, sto dni za żona trafiła do kliniki leczenia stresu bojowego, a nigdy na wojnę nie pojechała. Dlaczego więc tak się stało?Lekarze zdiagnozowali to, jako życie w patologicznej symbiozie. Ja jeździłem, ona zostawała w domu. Bardzo mocno przeżywała moje wyprawy, tak bardzo, że można powiedzieć, że w zasadzie podróżowaliśmy wspólnie. Opowiadałem jej o wszystkim, wolałem, żeby wszystko wiedziała ode mnie, niż polegała na histerycznych relacjach w telewizji. Grażyna bała się tych moich wyjazdów, bała się o mnie, a jednocześnie chciała, żebym jechał. Wiedziała, że na tym polega moja praca. Co więcej, zależało jej żebym wrócił cały, ale też znalazł się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Dopiero po latach zaczęliśmy zauważać symptomy chorób, które nie sposób było zdiagnozować. W końcu postanowiliśmy zgłosić się do lekarza, który w klinice stresu pourazowego zajmował się moim kolegą, fotoreporterem Krzysztofem Millerem. Pułkownikowi wystarczył kwadrans, aby zdiagnozować chorobę u żony. Po rozmowie z Grażyną, stwierdził, iż cierpiała na stres bojowy, to samo, na co chorował żona przeżywała te wyjazdy bardziej niż pan?Z całą zaś pewnością skutki tych wyjazdów dotknęły wyłącznie panu w głowie jakieś makabryczne obrazki z wyjazdów, które ciężko wymazać z pamięci?Nie i myślę, że właśnie to uchroniło mnie przed chorobą i tym samym szpitalem, w którym wylądowała żona, Miller i jeszcze jeden z moich znajomych, też fotoreporter. Jeden z poznanych w szpitalu żołnierzy powiedział, że miałem szczęście w życiu, bo urodziłem się z czymś, co nazwał osobowością zadaniową, która pozwala koncentrować się całkowicie i wyłącznie na zadaniu do wykonania, a jednocześnie nie popycha człowieka w znieczulicę. Tak traktowałem te moje wyjazdy. Mój pobyt w Czeczenii, Afganistanie czy Kongu kończył się w momencie, gdy go opuszczałem. Wracając do Polski, wracałem jednocześnie do mojego tutejszego życia. Oczywiście, pamiętałem, co działo się w Afganistanie, ale nigdy nie śniło mi się. Nie prześladowało mnie w koszmarach. A moją żonę tak. Krzysztofa Millera pan zostawić życie afgańskie w Afganistanie, a polskie w Polsce? Tak właśnie było. W Warszawie byłem po prostu sobą, na lotnisku przemieniałem się w siebie-dziennikarza. Kiedy wracałem, zostawiałem go na lotniskach w Kabulu, Kinszasie, Johannesburgu. Myślę, że dalej gdzieś tam DOMINIK KLEKOWSKI
Please add exception to AdBlock for If you watch the ads, you support portal and users. Thank you very much for proposing a new subject! After verifying you will receive points! unit732 10 Jul 2022 10:55 669 #1 10 Jul 2022 10:55 unit732 unit732 Level 3 #1 10 Jul 2022 10:55 Nie wiem, czy to właściwe forum do zadawania tego typu pytań, ale spróbuję: Interesuje mnie karta niezarejestrowana na nazwisko. Chcę jej używać tylko do odbierania SMSów od Google, Discorda itp., bo nie mam ochoty podawać mojego numeru telefonu amerykańskiej bezpiece. Jaki jest najmniej ryzykowny sposób na zdobycie takiej karty? Wiem, że kupując od nieznajomych można mieć kłopoty. Pomijam najbardziej oczywiste rozwiązanie, jakim jest wyjazd do np. Czech i kupienie karty tam. Czy taka karta musi być najpierw włożona do telefonu za granicą i zarejestrowana przez tamtejszego BTSa, żeby potem działać na terenie Polski? #2 10 Jul 2022 11:19 blahfff blahfff Level 39 #2 10 Jul 2022 11:19 Wszystkie karty polskich operatorów wymagają rejestracji. Nie ma znaczenia gdzie ją pierwszy raz włożysz do telefonu. Jeśli chcesz mieć niezarejestrowaną kartę, to tylko taką z kraju gdzie rejestracja nie jest wymagana. #3 10 Jul 2022 11:30 gorki73 gorki73 Level 34 #3 10 Jul 2022 11:30 unit732 wrote: bo nie mam ochoty podawać mojego numeru telefonu amerykańskiej bezpiece. Witam, a co Kolega ma do ukrycia moje rozmowy mogą podsłuchiwać i czytać sms'y, nic ciekawego tam nie znajdą, samo życie A tak na poważnie, nikt nie jest anonimowy w dzisiejszym Świecie. Kupno karty za granicą może da jakiś efekt, ale jak dla mnie to walka z wiatrakami. #4 10 Jul 2022 13:02 tos18 tos18 Level 40 #4 10 Jul 2022 13:02 gorki73 wrote: Witam, a co Kolega ma do ukryciaSłyszał Kolega o prawie do prywatności? gorki73 wrote: moje rozmowy mogą podsłuchiwać i czytać sms'y, nic ciekawego tam nie znajdą, samo życieWłaśnie dzięki takiej postawie walka o prawo do prywatności stała się walką z wiatrakami. #5 10 Jul 2022 13:25 gorki73 gorki73 Level 34 #5 10 Jul 2022 13:25 tos18 wrote: Słyszał Kolega o prawie do prywatności? Tak, słyszałem, to miało by sens jeszcze 30-40 lat temu. Prywatność w dobie terroryzmu i różnych innych zagrożeń nie może być tak szeroko pojęta jak nam się wydaje. tos18 wrote: Właśnie dzięki takiej postawie walka o prawo do prywatności stała się walką z wiatrakami. Wychodzę z założenia, że każdy uczciwy człowiek nie powinien się obawiać, że ktoś zarejestrował w systemie jego numer i "czyta" jego sms-y, bo cóż tam może znaleźć? I co z tego, że będziemy mieć zapisane prawo do prywatności, jak każdy rząd czy spec-służby mogą cię podsłuchiwać na wszelakie sposoby mimo, że ustawa o RODO i ochronie prywatności mówi co innego. Było to można zauważyć i u nas po aferze z Pegasusem, nie trzeba do USA za zarejestrowaniem każdego e-maila i nr telefonu na imię i nazwisko. Nie byłoby wtedy wielu nadużyć i przestępstw, poczynając od hejtu, wyłudzeń, stalkingu, zastraszania osób etc. Niestety w dobie "elektronizacji" nie jesteśmy w pełni anonimowi a powieść George'a Orwell'a "1984" staje się pomału faktem, nic i nikt z tym nic nie zrobi, to kwestia czasu. Są większe problemy na Świecie, niż czytanie przez służby naszych sms-ów. #6 10 Jul 2022 13:44 tos18 tos18 Level 40 #6 10 Jul 2022 13:44 Naprawdę uważa Kolega że rejestracja prepaidów przyczyniła się do zwiększenia bezpieczeństwa ? Według mnie ułatwiła władzy śledzenie niewygodnych - terrorysta sobie poradzi. gorki73 wrote: Wychodzę z założenia, że każdy uczciwy człowiek nie powinien się obawiać, że ktoś zarejestrował w systemie jego numer i "czyta" jego smsy, bo cóż tam może znaleźć? informacje potrzebne by przekonać go do podjęcia decyzji sprzecznej z jego interesem. #7 10 Jul 2022 13:50 gorki73 gorki73 Level 34 #7 10 Jul 2022 13:50 tos18 wrote: Naprawdę uważa Kolega że rejestracja prepaidów przyczyniła się do zwiększenia bezpieczeństwa ? Ok. przyznaję rację Koledze, zagalopowałem się. Może rejestracja prepaidów nie miałaby znaczenia. Twoja propozycja z #2 była pierwsza i tak samo jak Ty uważam, że to jedyne wyjście. #8 10 Jul 2022 13:54 tos18 tos18 Level 40 #8 10 Jul 2022 13:54 Wybacz Kolego ale #2 nie jest mój. Być może nie potrzebnie rozpętałem offtopa. #9 10 Jul 2022 17:14 78db78 78db78 Level 39 #9 10 Jul 2022 17:14 Normalny człowiek nic nie ma do ukrycia, a jaką kartę używasz ro rozmów zarejestrowaną czy może z Czech masz, nie obawiasz się nic dziwny temat. #10 10 Jul 2022 17:19 tos18 tos18 Level 40 #10 10 Jul 2022 17:19 78db78 wrote: Normalny człowiek nic nie ma do ukrycia Proszę - opublikuj więc tu zawartość swojej skrzynki mail. #11 10 Jul 2022 17:27 karolark karolark Level 42 #11 10 Jul 2022 17:27 78db78 wrote: Normalny człowiek nic nie ma do ukrycia, a jak Widać jestem nie normalny, bo nie chcę aby jakiś uopek borek czy inny czapkowy mial dostęp do moich maili - sms. A ze mają to inna sprawa. Tlumaczenie ze to walka z terroryzmem jest śmieszna. Tak jak zakaz dostepu do broni, jest on tylko właśnie zakazem dla uczciwych. #12 11 Jul 2022 19:26 Trebuh Trebuh Level 18 #12 11 Jul 2022 19:26 "Ludzie, którzy dla tymczasowego bezpieczeństwa rezygnują z podstawowej wolności, nie zasługują ani na bezpieczeństwo, ani na wolność." Benjamin Franklin #13 11 Jul 2022 19:48 unit732 unit732 Level 3 #13 11 Jul 2022 19:48 Pomijam offtopa (choć trochę mnie korci, żeby coś napisać). Czy ktoś zna jakieś rozwiązanie tego problemu? #14 11 Jul 2022 20:14 tino2003 tino2003 Admin of GSM Group #14 11 Jul 2022 20:14 unit732 wrote: Czy ktoś zna jakieś rozwiązanie tego problemu? E-sim możesz kupić online, podać trefne dane i będzie Ci działać. Jedyny wymóg to telefon który obsługuje e-sim. Droga jest celem... Freedom #15 11 Jul 2022 20:16 Jawi_P Jawi_P Level 35 #15 11 Jul 2022 20:16 Inny sposób to taki by zarejestrować konto googla bez podawania telefonu, w czym problem? #16 12 Jul 2022 01:03 Level 28 #16 12 Jul 2022 01:03 karolark wrote: Widać jestem nie normalny, bo nie chcę aby jakiś uopek borek czy inny czapkowy mial dostęp do moich maili - sms. Nie wiem ile w tym roku , ale w 2018 w Polsce zostało wysłanych miliarda smsów. Powiedź mi które służby mają tyle ludzi żeby to wszystko przeczytać? Nie wspomnę już ile mogło zostać wysłanych #17 12 Jul 2022 02:29 sortes sortes Level 11 #17 12 Jul 2022 02:29 unit732 wrote: Nie wiem, czy to właściwe forum do zadawania tego typu pytań, ale spróbuję: Interesuje mnie karta niezarejestrowana na nazwisko. Chcę jej używać tylko do odbierania SMSów od Google, Discorda itp., bo nie mam ochoty podawać mojego numeru telefonu amerykańskiej bezpiece. Jaki jest najmniej ryzykowny sposób na zdobycie takiej karty? Wiem, że kupując od nieznajomych można mieć kłopoty. Pomijam najbardziej oczywiste rozwiązanie, jakim jest wyjazd do np. Czech i kupienie karty tam. Czy taka karta musi być najpierw włożona do telefonu za granicą i zarejestrowana przez tamtejszego BTSa, żeby potem działać na terenie Polski? Gdzie anonimowość, skoro smartfon z taką niby anonimową kartą SIM można zlokalizować z dokładnością do 40 cm a nawet większą? Można śledzić przemieszczanie smartfona po okolicy itd., itp. Monitorować skąd, od kogo i do kogo przesyłane są dane poprzez tę kartę SIM. #18 12 Jul 2022 07:19 karolark karolark Level 42 #18 12 Jul 2022 07:19 wrote: karolark wrote: Widać jestem nie normalny, bo nie chcę aby jakiś uopek borek czy inny czapkowy mial dostęp do moich maili - sms. Nie wiem ile w tym roku , ale w 2018 w Polsce zostało wysłanych miliarda smsów. Powiedź mi które służby mają tyle ludzi żeby to wszystko przeczytać? Nie wspomnę już ile mogło zostać wysłanych Ale kto mówi o wszystkich? Niepokorni - podpadnięci itd - a reszta w poscie powyzej technologia IT pozbawila nas anonimowości i jeszcze fejsbunie i itp ludzie sami podają dane o sobie #19 12 Jul 2022 08:23 sq3evp sq3evp Level 28 #19 12 Jul 2022 08:23 Do tego włączone BT i dziwią się ze reklamy sklepów które odwiedzali na telefonie. #20 12 Jul 2022 08:26 ptero ptero Level 22 #20 12 Jul 2022 08:26 unit732 wrote: Interesuje mnie karta niezarejestrowana na nazwisko. Chcę jej używać tylko do odbierania SMSów od Google, Discorda itp., bo nie mam ochoty podawać mojego numeru telefonu amerykańskiej bezpiece. Po co amerykańska bezpieka ma sprawdzać Twój telefon, jak dostaje dane bezpośrednio od Googla i Discorda, czy innego Facebooka??? Niech po prostu kumpel Ci kupi kartę prepaid, przecież nie będziesz jej używał do jakichś machlojek... Mam takiego znajomego, co używa starej nokii i ma laptopa z wyprutym fizycznie BT i WiFi... A kartę do tej nokii kupił mu znajomy menel #21 12 Jul 2022 09:09 Zwierzak_PAH Zwierzak_PAH Level 25 #21 12 Jul 2022 09:09 unit732 wrote: Chcę jej używać tylko do odbierania SMSów od Google, Discorda itp., bo nie mam ochoty podawać mojego numeru telefonu amerykańskiej bezpiece. Urzekło mnie to, łzy w oczach... Nawet jak będziesz odbierał te SMS z torbą papierową na głowie to i tak będzie można Cię powiązać z konkretnymi numerami, mail, karty bankowe i czort tam wie co jeszcze. 24h jesteś śledzony poprzez algorytmy marketingowe Google, FB, Discorda, kamery, płatności etc. Dam Ci przykład: Masz już taką kartę, korzystasz z niej.... Pogadałeś sobie z kolegą, a on po rozmowie pogada sobie z innym kolegą, napisze do niego Twoje imię czy ksywkę poda tamtemu Twój realny numer fonu. A BOT powiąże algorytami do Ciebie A w lokalnym oddziale amerykańskiej bezpieki zapali się czerwona lampka z napisem - Ixiński ma nowy numer (j23 znowu nadaje) #22 12 Jul 2022 09:15 sq3evp sq3evp Level 28 #22 12 Jul 2022 09:15 Bezpiecznie to telefon bez baterii tylko. Poza tym operatorzy raczej logują numery SIM (nie nr telefony tylko nr karty) i IMEI. Po tym mozna takze namierzyc osobnika. #23 12 Jul 2022 10:30 Spacewalker Spacewalker Level 33 #23 12 Jul 2022 10:30 unit732 wrote: Nie wiem, czy to właściwe forum do zadawania tego typu pytań, ale spróbuję: Interesuje mnie karta niezarejestrowana na nazwisko. Chcę jej używać tylko do odbierania SMSów od Google, Discorda itp., bo nie mam ochoty podawać mojego numeru telefonu amerykańskiej bezpiece. telefon tez z numerem IMEi XXXXXXXXXXX bedziesz kupował ? są karty SIM juz gotowe do pracy, na kogos zarejestrowane / czy zarejestrowane - nie wiem grunt ze działa #24 12 Jul 2022 10:47 sq3evp sq3evp Level 28 #24 12 Jul 2022 10:47 Tak sa takie karty, mimo to logowani się do BTS pozostawia ślad - SIM + IMEI. #25 12 Jul 2022 11:27 Mateusz_konstruktor Mateusz_konstruktor Level 24 #25 12 Jul 2022 11:27 unit732 wrote: Interesuje mnie karta niezarejestrowana na nazwisko. Chcę jej używać tylko do odbierania SMSów od Google, Discorda itp., bo nie mam ochoty podawać mojego numeru telefonu amerykańskiej bezpiece. Nie ma róznicy, poznanie przez wymienione przez Ciebie podmioty gospodarcze Twojego numeru telefonu jest niezależne od faktu dopełnienia obowiązku zarejestrowania w Polsce karty typu przedpłaconego.
Upały nie odpuszczają. Temperatury w cieniu w niektórych miejscach osiągają nawet 37 stopni! Natomiast w nocy najwyższą temperaturę w kraju odnotowano właśnie w naszym województwie. Upały w Lubuskiem Do Polski dotarła kolejna fala upałów w te wakacje. Żar leje się z nieba, a Lubuszanie robią co mogą, by jakoś przetrwać te afrykańskie temperatury. Najgorszym dniem dla zachodniej Polski była środa (20 lipca). Właśnie tego dnia termometry w cieniu pokazywały w Lubuskiem blisko 40 kresek... W czwartek będzie nieco lepiej, ale nadal gorąco. - W wielu miejscach temperatura powietrza osiągnęła z samego rana od 26°C do 28°C. Temperatura maksymalna dziś wyniesie od 31°C do 35°C - przekazuje w swoim komunikacie Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Obowiązki pracodawcy w czasie upałów – o co może, a o co powinien zadbać pracodawca?10 zasad, które ułatwią zasypianie i sen. Te triki sprawią, że wyśpisz się w upałyNajcieplejsze miasto w PolsceZa nami nie tylko upalny dzień, ale również bardzo ciepła (można powiedzieć, że gorąca!) noc. W przygranicznym mieście w naszym województwie odnotowano bowiem najwyższą temperaturę w całym kraju. - Równo o północy Słubice notują aż 28,4°C! Najcieplejsze miejsce w Polsce! - przekazują Lubuscy Łowcy Burz. Jak przetrwać upały?Wysoka temperatura jest sporym obciążeniem dla organizmu, zwłaszcza u osób, które cierpią z powodu różnego rodzaju problemów zdrowotnych. Przed skutkami upału powinny jednak chronić się nawet osoby młode, by przeciwdziałać komplikacjom spowodowanym przez odwodnienie, nadmiarem ciepła i promienie słoneczne. O czym należy więc pamiętać?pić dużo wody unikać najmocniejszego słońca ochraniać głowę ochraniać oczy stosować krem z filtrem zakładać przewiewne ubrania schładzać organizm dbać o higienę osobistą Podróż podczas upałów Policja zwraca uwagę, jak ważne jest planowanie podróży podczas upałów. - Fala wysokich temperatur, które nadciągnęły nad Polskę nie jest sprzymierzeńcem zarówno pieszych, którzy w czasie największych upałów nie powinni wychodzić z domów, jak i kierowców. Nawet jeśli mamy samochody wyposażone w klimatyzację, długotrwała podróż może negatywnie odbić się na naszym zdrowiu, ale także koncentracji i reakcjach na sytuacje drogowe, zwłaszcza jeśli podróżujemy przez kilka godzin. Ważne jest, abyśmy zaplanowali podróż i odpowiednio się do niej przygotowali - przekazuje podinspektor Małgorzata Stanisławska, oficer prasowa Komendy Miejskiej Policji w Zielonej aby zaplanować odpoczynek, szczególnie gdy podczas upałów podróżujemy z dziećmi, a także zabrać ze sobą odpowiedni zapas wody. Jeśli mamy problemy ze zdrowiem, ciśnieniem lub bardzo męczą nas upały, radzimy wyjeżdżać wcześnie rano lub późnym wieczorem, gdy temperatura trochę spadnie, a pstre słońce nie będzie nam przeszkadzać. Nie starajmy się także za wszelką cenę nadrobić czasu na drodze, bo to może powodować niebezpieczne sytuacje zagrażające zarówno nam jak i innym uczestnikom ruchu ubrania nosić w upały? Postaw na te stylizacje, żeby nie było widać potu!Żar z nieba, dokuczliwe upały - jak chronić przed gorącem dzieci i siebie? Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera
Przez całą ciążę 28-letnia matka Mikołaja piła. Wiedziała o tym policja, lekarze, pracownicy socjalni i strażnicy miejscy. Nic nie mogli zrobić. Urodziła chore dziecko. Kto się nim zaopiekuje?Niedokrwistość, niewydolność oddechowa, niska masa urodzeniowa, zakażenie układu moczowego, asymetria głowy, wzmożone napięcie mięśniowe - to na początek otrzymał maleńki Mikołaj w prezencie od mamy już w pierwszym dniu swojego życia. Pijana matka rodzi dziecko z pół promilem alkoholuO kobiecie, którą codziennie widywano pijaną na poznańskim Łazarzu, głośno było podczas ostatnich wakacji. Była ona wtedy w ósmym miesiącu ciąży. Często trafiała do szpitala w stanie całkowitego upojenia alkoholowego. Znała ją policja, straż miejska, lekarze i pracownicy socjalni Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Poznaniu. Nikt nie potrafił pomóc jej i jej nienarodzonemu dziecku. 2 września tego roku na świat przyszedł Mikołaj. Jego matka trafiła do szpitala pijana. Chłopiec urodził się przez cesarskie cięcie. Miał prawie pół promila alkoholu we krwi. Chłopiec urodzony w 38. tygodniu ciąży (według oceny lekarzy) ważył 2080 gramów. Drugiego dnia po porodzie matka na własne życzenie wyszła ze szpitala. Dziecko zostało pod opieką 52 dniach pobytu na oddziale neonatologii Ginekologiczno-Położniczego Szpitala Klinicznego UM w Poznaniu przy ulicy Polnej chłopiec trafił do pogotowia rodzinnego. Matka zadzwoniła raz do pogotowia opiekuńczego i zadała dziwne pytanie: Czy mój synek jest już zdrowy?- Już na Polnej Mikołaj był konsultowany w kierunku wystąpienia FAS - mówi Karolina Kałkowska, prowadząca rodzinne pogotowie opiekuńcze. - Na razie nie ma jeszcze pełnej diagnozy, ale lekarze już zauważyli charakterystyczne cechy tej choroba to płodowy zespół alkoholowy. Pojawia się wtedy, kiedy matka w ciąży nadużywa alkoholu. Niektóre badania mówią, że nawet niewielka ilość alkoholu może spowodować pojawienie się cech FAS. W przypadku Mikołaja nie są to jednak niewielkie ilości, które mogą, a nie muszą wpływać na jego zdrowie. Matka Mikołaja pija w ciąży dużo i często. Nie była wybredna. Mieszkańcy Łazarza widzieli, jak piła co popadło, nawet denaturat. Służby rozkładały wtedy ręce mówiąc, że nic się nie da zrobić. - Picie alkoholu, nawet w ciąży, nie jest w Polsce przestępstwem - tłumaczył wtedy Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej Jeśli matka nie chce pomocy, nie możemy jej zmusić, aby ją przyjęła - mówiła Lidia Leońska, rzecznik Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Poznaniu. Pijąca matka ze szpitala wychodziła, gdy tylko wytrzeźwiała. Szła dalej Patrzę na tego maleńkiego chłopca i myślę, że wszystko mogło być inaczej - mówi Karolina Kałkowska. - Trafiają do mnie niechciane dzieci, pozostawione w szpitalach, oddawane do okien życia. Te zdrowe właściwie natychmiast znajdują rodziny adopcyjne. Tych chorych, niepełnosprawnych nikt nie chce. A Mikołaj nie musiał urodzić się chory. To nie przypadek, czy ślepy los zgotował mu te choroby, tylko własna nie chce chorych maluchów W pogotowiu rodzinnym Karoliny Kałkowskiej przebywa 2-letnia Milenka. Jest lekko opóźniona. Jej niepełnosprawność jest ledwie widoczna. Ładna dziewczynka, która rozwija się wolniej niż rówieśnicy. Nikt jej nie chce. W pogotowiu jest od początku swojego życia. - Nie może u nas dłużej zostać - tłumaczy Karolina Kałkowska. - Pogotowie polega na tym, że przyjmujemy tu dzieci na jakiś czas. W tym czasie szukamy dla nich stałego miejsca pobytu. Pracujemy też z rodzinami biologicznymi. Założenie jest takie, że jeśli rodzice podejmą wysiłek i będą próbowali zmienić sytuację, dzieci do nich wrócą. Ale to założenia. Rzeczywistość jest taka, że żadne z dzieci nie wróciło na stałe do rodziny trafi więc do domu pomocy społecznej. Do sióstr serafitek. Tam spędzi prawdopodobnie wiele lat życia. Z czasem może jedynie zmienić dom opieki. Na taki dla zdarzają się szczęśliwe zakończenia nieszczęśliwych Był u nas chłopiec z zespołem Downa. Matka odrzuciła go po porodzie, gdy dowiedziała się o jego wadzie - wspomina Karolina Kałkowska. - Desperacko wręcz szukałam dla niego specjalistycznej rodziny zastępczej. Chłopiec był bardzo schorowany. To był bardzo ciężki przypadek zespołu Dawna z wieloma współistniejącymi schorzeniami. Szukałam dla niego domu po całej Polsce. W końcu udało się i to tu, blisko, w Poznaniu. Teraz kobieta z rodziny zastępczej, do której trafił, chce go adoptować. Zakochała się w tym chłopcu. Naprawdę miał dużo takie historie zdarzają się rzadko, choć Karolina zapowiada, że zrobi wszystko, aby i Mikołaj znalazł swój Na razie chodzę z nim po lekarzach - mówi Karolina. - Kardiolog, neurolog, ortopeda, okulista, genetyk - to nas czekało na samym początku. Do niektórych specjalistów już mi się udało dostać, do innych jeszcze nie. To, że prowadzę pogotowie i mam siedmioro dzieci pod opieką i że najczęściej są to dzieci potrzebujące specjalistycznej opieki medycznej, to naprawdę rzadko kogoś obchodzi. Zdarza się czasem jakaś miła pani w rejestracji, która mnie kojarzy, bo chodzę po lekarzach często i czasem ta miła pani zapisze mnie na jakiś rozsądny termin. Zazwyczaj jednak czekam w niebotycznych kolejkach. Do okulisty za trzy miesiące. A za trzy miesiące to dziecko, które chcę zapisać, może stracić fenotypowe FAS zauważono u Mikołaja już podczas pobytu w szpitalu przy Polnej. Nie było to jednak trudne. Chłopiec wygląda bowiem jak dzieci ze zdjęć na ulotkach o szkodliwości picia alkoholu podczas ciąży. „Spłaszczona rynienka podnosowa, mała żuchwa, uszy nisko osadzone i zrotowane ku tyłowi, siodełkowaty nos” - napisali lekarze. Ale charakterystyczne wygląd to najmniejszy problem dzieci z zespołem FAS. Najbardziej narażony na działanie alkoholu jest układ nerwowy. Alkohol powoduje, że komórki nerwowe podczas powstawania mogą trafić w niewłaściwe miejsca i w nich podejmują swoją prace. Dodatkowo tworzą się niewłaściwe połączenia między neuronami. To wszystko powoduje poważne problemy z zapamiętywaniem, przetwarzaniem informacji, myśleniem. Wiele dzieci z FAS ma np. podwyższony próg bólu - bodziec bólowy musi być naprawdę silny, by dziecko go odczuło. Często jedynie poważne skaleczenie lub siniec świadczy o tym, że miało miejsce jakieś zranienie. Lista dysfunkcji, jakie pojawiają się u dzieci z płodowym zespołem alkoholowym, jest imponująca. Znajdują się na niej wszelkie problemy neurologiczne, łącznie z tymi związanymi ze zmysłem smaku, powonienia, dotyku. - Najgorsze dla mnie jest to, że takie dzieci będą cierpiały do końca życia tylko dlatego, że matka nie mogła przez te parę miesięcy wytrzymać bez alkoholu - mówi Karolina Kałkowska. - Dla tej kobiety to tylko kilka miesięcy, dla dziecka to całe oprócz leczenia, wymaga także rehabilitacji. Przechodzi ją dzięki Stowarzyszeniu na Rzecz Dzieci ze Złożoną Niepełnosprawnością „Potrafię Więcej”. - Mikołaj jest u nas dopiero trzeci tydzień, a już widać malutkie postępy w rehabilitacji, na którą z nim jeżdżę - mówi Karolina Kałkowska. - Ciągle jednak przez to napięcie mięśni leży mocno wygięty, ale powoli próbuje podnieść główkę, no i wygląda zdecydowanie lepiej. Rodzice biologiczni nie wykorzystują szans na poprawęMatka Mikołaja raz zadzwoniła do pogotowia opiekuńczego. - Zadała mi przedziwne pytanie - mówi Karolina Kałkowska. - Zadzwoniła i pyta: Czy mój synek jest już zdrowy, czy mogę go już zabrać? O dalszym losie małego Mikołaja zdecyduje sąd. Prawdopodobnie odbierze on matce prawa rodzicielskie, ale nie musi tak się stać. Czasami sąd postanawia dać rodzicom biologicznym szanse. Obecnie prawa rodzicielskie mają oboje rodzice, bo matka dziecka jest w związku małżeńskim. Obecnie sprawa Mikołaja jest w podróży. Zajmował się nią sąd w Wałbrzychu. Tam bowiem mąż matki chłopca złożył zawiadomienie o zaginięciu żony, która znalazła się w ciąży w Poznaniu z konkubentem. Ze względu na miejsce urodzenia i przebywania chłopca sprawa ma zostać przeniesiona do Poznania. Sąd w Wałbrzychu ma tutaj przesłać akta sprawy. - Nie jestem wrogiem rodzin biologicznych, uważam, że idealnie by było, gdyby wszystkie dzieci mogły żyć ze swoimi rodzicami, ale za długo prowadzę to pogotowie, żebym miała jeszcze złudzenia - mówi Karolina Kałkowska. - Mieliśmy wiele pijących matek. Mieliśmy dzieci, które po kilka razy wracały do swoich biologicznych rodzin, a potem znowu do nas. Matka jednej z dziewczynek, która u nas przebywa, była już siedem razy na odwyku. Za każdym razem mówiła, że idzie tam dla córki, żeby mogła do niej wrócić. I za każdym razem, po wyjściu ze szpitala, szła pić. To może dla niektórych okrutne, ale myślę, że dla tej dziewczynki byłoby lepiej, gdyby miała uregulowaną sytuację prawną i mogła trafić do kochającej rodziny wypiękniejesz maluszkuKarolina Kałkowska prowadzi pogotowie rodzinne w swoim domu, w którym mieszka z mężem i dwiema swoimi biologicznymi córkami. Trzecia, najstarsza, już wyprowadziła się z domu. Córki pani Karoliny widziały już wiele dramatycznych historii. - Często policja w środku nocy przywozi do mnie dzieci zabrane z interwencji - mówi Karolina Kałkowska. - Ale kiedy przywiozłam ze szpitala Mikołaja, moja średnia córka, Patrycja, popłakała się, jak go zobaczyła. Był taki malutki, bezbronny i już na początku matka zniszczyła mu życie, które jeszcze na dobre się nie ma 18 lat. Pomaga mamie zajmować się dziećmi. Jest troskliwa, wrażliwa Musisz tylko jeść, my się tobą dobrze zajmiemy - mówi do Mikołaja. - Zobaczysz, jeszcze będziesz piękny, u nas przecież pięknieją wszystkie dzieci.
jesteśmy w polsce tu nie pić nie wypada